Poznajmy się, czyli Teo i Furia
Na miejsce dojechaliśmy prawie pół godziny przed rejestracją, a co z tym idzie około dwie godziny przed startem. Wykorzystując czas przed rejestracją, która miała być o godzinie 11.00, nadal mocno zestresowana poszłam na boisko gdzie byli inni i poznawałam nowe osoby oraz ich psiaki, Tofik również. Pół godziny mineło jak z bicza strzelił, więc wraz z mama i Młodym poszliśmy nas zarejestrować. Za nami był Pan z Czukiem- husky, którego Tofik na początku się bał ze względu na to, że psiak był od niego większy. Mowiąc swoje nazwisko przy rejestracji Pani nie mogła nas znaleść, gdyż myślała, że startuję z rodzicami i rodzeństwem. Ale nie! Startuję tylko ja i Toff. Dostałam numer startowy 12. Odchodząc od miejsca rejestracji zatrzymała nas Pani z Kołobrzeskiej gazety chcąc przeprowadzić z nami krótki wywiad. Zgodziłam się niepewnie i tak też odpowiadałam na pytania. Po tym wywiadziku wróciłam na boisko gdzie podeszła do mnie dziewczyna ze śliczną suczką husky. Pogadałyśmy chwilkę, zapoznałyśmy się, jak i nasze psy i czekałyśmy dalej. Przez ten czas oczekiwania, ja wyluzowałam się, a Tofik zapoznał kilka fajnych psiaków. Takich jak Furię (ukazaną wyżej na zdjęciu), Czuka (również wspominanego u góry) Zaje oraz wiele innych.
Chwilę przed startem na nasz pierwszy doktrekking dostaliśmy mapę topograficzną z zaznaczonymi punktami kontrolnymi. Dla nas na 8km punkty od 1-11 i dla osób idacych na 16km od 1-17. Było kilka minut na zapoznanie się z mamą, wystraszyłam się bo nigdy nie korzystałam z tejże mapy i nie zbyt ją ogarniałam. Próbowałam ją zrozumieć ale nie wyszło. Zostawiłam ją sobie na później, bo pomyślałam, że w razie co to ktoś mi pomoże.
Nasza mapa :)
Usłyszeliśmy sygnał startu i jak inni zaczeliśmy się zbierać na trasę, wyszliśmy z boiska i dołaczyła się do nas Gaja z Zają. Gaja zaproponowała byśmy poszły razem, bo ona również szła tak jakby sama. Miałyśmy się pilnować jej cioci. Idąc za innymi Gaja wytłumaczyła mi o co chodzi z mapą, i powiedzcie mi teraz jak bardzo jestem ślepa. No jak można nie zauważyć tych opisów punktów? Widzicie, jestem żywym przykładem, że jednak się da to zrobić. Naszym celem był punkt 3, wybrałyśmy tą trasę. Do wyboru były dwie, 2 prowadziła do punktu 8, my zostawiłyśmy go na koniec. Punkt 3 był łatwy, więc znalezienie go z taka grupą ludzi była bardzo łatwa. Ustaliłyśmy sobie, że pójdziemy według położenia punktów, czyli najpier 3 potem 6,1,5,10,11,7,4,2,9 i na koniec 8. Tak też szłyśmy, śmiejąc się i dobrze bawiąc, szło nam dobrze jak na pierwszy raz. Zaliczałyśmy punkt za punktem robiąc sobie, przy niektórych króciutkie przerwy by się napić i napoić psy oraz piłyśmy w między czasie, po drodze. Będąc przy punkcie 5 dołaczyłyśmy do Pani Ani i Tymona, cudnego samoyeda. Atmosfera była fajna, wszystko okej, kolejne punkty znajdowałyśmy (w sumie to ja znajdowałam ale mniejsza :p) w kilka chwil. 11, 7, 4 nie ma problemu. I przyszedł czas na tą nieszczęsna dwójke, Pan Remik postarał się chowając go. Przez jakiś czas szukałyśmy go razem, ale pózniej Pani Ania się poddała ze względu na Tymona, któremu było już za gorąco. Trudno. Tym razem dołaczyłyśmy do grupy ludzi, którzy tak jak my nie potrafili znaleść tego punktu. Szukaliśmy go około godziny i zadzwoniła dobra duszyczka mówiąc gdzie on się znajduje. Nie bawiąc się już w perfarowanie (?) spisałam numer z punkty na kartę startową i wraz z Gają i Zają pobiegłyśmy szukać ostatnich punktów.
Zaja, Gaja, Tofik, ja oraz dwa psiaki ktorych nie kojarze
Pospieszyłyśmy się bo będąc niedaleko punktu 8, Gaja przypomniała mi o zapomnianej 9. Postanowiłyśmy się rozdzielić, ona pobiegła po 9 a ja poszłam poszukać 8. Miałyśmy spotkać się przy asfaltówce i tak też się stało. Mając juz całą kartę startową zaczełyśmy biec na metę. Do mety dobiegłyśmy razem. Może i nie byłyśmy pierwsze, ale i tak byłyśmy bardzo szczęśliwe, oddałyśmy karty stertowe i zostałyśmy poinformowane, że osoby z odznaczonymi wszystkimi punktami bedą brały udział w losowaniu, które miało odbyć się o 17.30 po powrocie wszystkich z trasy. Poszłyśmy, więc na chwilę do moich rodziców, a potem po kiełbaski i ciasto.
Odczekałyśmy trochę i odbyło się losowanie, niestety my nic nie wygrałyśmy. O! Zapomniałabym, przed losowaniem odbyło się rozdanie nagród dla 1,2,3 miejsca w obu trasach i nagród za udział. Pożegnałyśy się z Gają i wraz z rodzeństwem poszłam do auta gdzie byli rodzice. Tak skończył się nasz pierwszy dogtrekking i już tamtego dnia wiedziałam, że bedziemy na nim co roku! Było super! Nawet mimo mojego nie przygotwania uważam to za super zabawę!
Zdjęcia ze strony Dogtrekking Kołobrzeg
Pozdrawiamy Wercia i Tofik
|
Niedawno tez byłam na swoim pierwszym dogtrekkingu - świetna sprawa! :)
OdpowiedzUsuń